Lato wróciło do Polski i dopieszcza nas przed kolejną trasą koncertową. Gdzie mogę, dostaję się za pomocą roweru. Wystawiam łeb do słońca i chłonę promienie, jak jakiś solarny zegar, żeby naładować się na noc i przejść na półczuwanie. W nocy Ala budzi mnie co najmniej dwa razy. Przywykłem. Może to zasługa tego wrześniowego słońca, a może generalna zasada, że wrzesień od dawna był moim ulubionym miesiącem. Kiedyś, zanim urodziła się Ala, miałem we wrześniu najwięcej sił i przychodziły mi do głowy najlepsze pomysły. Część z nich realizował, większą część zapominałem zaraz po wstaniu.
Najnowsza płyta grupy Kult miała wyjść we wrześniu, ale nie wyjdzie. Bo wyjdzie w październiku. Czemu tak-nie wiem. Wiem natomiast, że na swoim odcinku produkcji dotrzymałem terminów, i oddaliśmy z panią fotograf spójny materiał zdjęciowy na czas. Teraz trwa proces postprodukcyjny, w którym artysta składa ze zdjęć okładkę i insert książeczkowy, a że materia jest cokolwiek inna niż standard, wymaga to aptekarskiej wręcz pieczołowitości i benedyktyńskiej cierpliwości. Nie no, żart grafomański taki-rzecz jest na maxa prosta w obsłudze. Ogólnie, taki się urodził już u płyty początku pomysł, żeby jak najmniej nas było w środku. Nas, czyli zespołu. Na zdjęciach, na okładce, w ogóle-jak najmniej czczej paplaniny i zbędnego wodolejstwa. Mamy mówić swoją muzyką, a czy zdekodują Państwo przekaz i uchwycą sens-up to you. Nie dajemy więc żadnych kluczy, podpowiedzi ani instrukcji obsługi. Przeczytajcie tę płytę po swojemu. Nie zgadzajcie się z nią, negujcie treść i pomysł, ale-co najważniejsze-nie przechodźcie obok niej obojętnie. Ona ma skłaniać Was do zadawania pytań, do powątpiewania. Tak. Właśnie. Powinniście wątpić. W to co słyszycie naokoło, w sens raz zastanych i utrwalonych porządków rzeczy, w zapewnienia o trosce o wasz los. Bo im więcej pytań, tym więcej poszukiwaczy odpowiedzi; tym więcej samodzielnego myślenia i własnego zdania, a to towary w Polsce bardzo luksusowe, z dużym popytem na rynku. Pracy też. Bo pracodawcy cenią tych myślących.
Najzabawniejsze jest to, że nim się spostrzegliśmy, to już nas samych porwała w wir dyskusji temperatura tej płyty, co to jeszcze nie wyszła, a już oddaje swoje ciepło na nasze głowy. Może nawet nie tyle sama płyta, co klip do singlowego utworu. Zabawne, że po raz pierwszy od wspólnej z kolegami przygody, podoba mi się bardziej stworzony pod muzykę obraz, niż sama muzyka. Akuratnie numer, który został wybrany na singiel nie był moim faworytem. Owszem, nie jest zły, ostatecznie nawet słucha się nieźle, ale są bardziej udane kompozycje na krążku, a na suplemencie to już w ogóle. No, ale to, wiadomo-jedynie zdanie me, czyli 1/9 trupy. No i właśnie o obraz się rozeszło. Dwóch kolegów mocno zaprotestowało, ponieważ w filmie sięgnięto po odważne, tak to ujmijmy, środki wyrazu. Ja i paru innych kolegów zgłosiliśmy zdania odrębne, tzn. stające w obronie pomysłu i scenariusza, który buduje bardzo ładne decorum z treścią i generalnie, zgrabnie się komponuje jako obraz. Świetne kadry, dobrze dobrani aktorzy-śmiem twierdzić, że to jedne z lepszych teledysków grupy ever. Niemniej, już na starcie rzuciła nam się na oczy i na emocje ta hydra, którą to żeśmy najpewniej w tej płycie zamknęli. Także uważajcie, bo poróżnicie się w ocenach ze szwagrem albo z żoną, a nie ma nic gorszego na świecie, niż obrażona żona. Własna lub cudza.
Przejechałem dziś na rowerze ze 40 kilometrów. Najpierw pojechałem z domu do pracy, czyli z Żoliborza do Śródmieścia. Później ze Śródmieścia na Bródno, do kriokomory, co to ma zbawiennie wpływać na mój nadwyrężony kręgosłup, ale tylko mnie stresuje, że się zaziębię od niej, a później zaziębię dziecko, a na dodatek ja chronicznie nie znoszę zimna. Dziś to w ogóle już pod koniec czułem, że mi brakowało z lekka tchu. Może dlatego, że byłem weń tylko z jedną osobą poza mną. Gdyż przed każdym wejście pacjencie mają mierzone ciśnienie, a że o 16.30 w Warszawie było dziś jakieś 3 dychy na plusie, to się kilka starszych osób nie zdążyło wyzerować na czas. Jak wylazłem z kriokomory, poszedłem na masaże i tam pół godzinki odsapnąłem. Wsiadłem potem znowu na rower, i popedałowałem-z Bródna na Grochów-przez całą Prażkę, żeby nagrać jutrzejszy odcinek RDKM-u. W redakcji dowiedziałem się, że zmieniają nam godziny emisji. Nie wiem czy to dobrze, czy kiepsko. W ogóle jakoś ostatnio dużo się szumu wokół tej telewizji dzieje i dużo dymu robi, ale ognia jakoś z tego nie ma, także sam nie wiem…
Wróciłem do chaty ok. 21. Ala już spała. Dalej śpi. Kupiłem po drodze cydr, kozi ser i mleko ryżowe z waniliowym posmakiem. I usiadłem do tekstu I go pisałem, i śmiałem się do siebie, Gadałem z żoną, nalewałem na cydru. I go skończyłem…