Nazbierało się tego tyle, że nie wiem od czego zacząć. Może zacznę od końca i przejdę do prapoczątków, bo ciekawiej zrobiło się zdecydowanie pod koniec tego dreszczowca…
Dziś trzeci koncert bezprądowy w Warszawie. Zagramy go razem z Tomaszem Goehsem. Cztery poprzednie graliśmy z Jakubem Sojką, na zastępstwie.
Podczas pierwszego koncertu warszawskiego, 2 tygodnie temu, Tomek źle się poczuł. Jeszcze przed koncertem pojechał razem z Zacierem do szpitala na Banacha, wykonać niezbędne badania. Koncert zagrał, ale nazajutrz, zaalarmowany wynikami, pojechał do szpitala raz jeszcze…i do wczoraj z niego nie wychodził. Sprawa wyglądała poważnie. Na szybko zdecydowaliśmy więc, że dwa najbliższe koncerty, tj. druga Warszawa i Lublin muszą zostać przeniesione na inny termin. Bez perkusji grać nie sposób. Cały łykend trwaliśmy w napięciu, co dalej, bo wieści ze szpitala nie napawały nas przesadnym optymizmem. W poniedziałek, kiedy pewnym było, że Tomasz nie wyjdzie prędko z lecznicy, po uprzedniej konsultacji z nim samym, w szybkiej, acz burzliwej, telekonferencji zdecydowaliśmy, że na najbliższe koncerty, do czasu wyjścia Tomka ze szpitala, szukamy zastępcy na stanowisku perkusisty. Padło kilka nazwisk. Ostatecznie zgodził się z nami pojechać, a uprzednio zagrać serię prób, Kuba Sojka, polecony przez Wojtka, którego Tomek Goehs również wcześniej znał, i nie zgłaszał doń obiekcji. Stanęło przed Kubą zadanie trudne, z gatunku tych awykonalnych, aby przez 3 dni, gdyż wtorkowy Szczecin, siłą rzeczy, też wypadł z rozkładu, przyswoić sobie trzydzieści kilka kawałków, dalej-spamiętać, a następnie wykonać je, od piątku do wtorku, z poniedziałkową przerwą, na 3-godzinnych koncertach, przy wyprzedanych salach. Perspektywa zapewne kusząca, jednakowoż stres chyba jeszcze większy. Sam doskonale pamiętam, jak to było 10 lat wcześniej.
Spotkaliśmy się w Proximie we wtorek o 11. Wyszliśmy zeń ok.19. I tak przez kolejne 2 dni. Kuba wywiązał się ze swojej działki wzorowo. Nie dość, że przyswoił materiał jak najlepiej potrafił, to nie dał się nadto zjeść własnym nerwom na koncertach. A przynajmniej nie było po nim widać. Naturalnie, grał po swojemu, a nie po gejsowemu. Inaczej. Także dla pozostałej ósemki, to też było ciekawe doświadczenie, wymuszone nieciekawym zbiegiem okoliczności, z którego, jak mniemam, każdy wyciągnął jakąś lekcję dla siebie.
Najmniej pewnie było w Łodzi, bo wiadomo, pierwsze koty za płoty. Choć po koncercie, kiedym pytał kolegów, których nie posądzam o kadzenie i podlizawkę, żaden nie zgłaszał jakichś specjalnych uwag, ot, drobnostki, które nie przesłaniały obrazu całości. W Bydgoszczy, dzień później, było już tylko lepiej, w Poznaniu, jakby lekki regres, bo wiadomo, że po nocy przychodzi dzień a po burzy spokój, który czasem może nieco uśpić czujność. No i Szczecin to już w ogóle pełna profeska. Bo Kuba, to profesjonalista pełną gębą, a przy okazji bardzo sympatyczny kolega. Mój rówieśnik, straszy jednak o miesiąc, także dalej byłem najmłodszy z całego wojska.
Jest powiedzenie o ludziach, że nie ma takich, których nie można zastąpić. Głupie powiedzenie. Są tacy ludzie. Tak jak to, o tych pytaniach, że nie ma głupich pytań. Oczywiście, że są. Z ludźmi niezastąpionymi u nas w kapeli jest tak, że to nie tyle ludzie, co jeden człowiek, i każdy z nas, i podejrzewam z Was też, ma tego pełną świadomość. Cała reszta godzi się z tym, że kiedy wyjmie się z tej układanki inny, niż ten niezastępowalny, klocek, to będzie to nadal ta sama układanka. Nie taka sama, ale ta sama. I każdy z nas to w pełni rozumie i akceptuje. Wartością nadrzędną jest kolektyw który tworzymy, a nie solowe projekty Janka, Wojtka czy Tomka. One oczywiście też są cenne, ale najcenniejsze jest to, co wspólnie robimy, i od zawsze to doskonale rozumiałem. Rozumiał i rozumie to również Tomasz, bo decyzję naszą o zastępcy uszanował i wspierał nas i nowego kolegę w tych ciężkich czasach.
Myślę, że po tym wszystkim możemy wyjść, jako grupa, tylko mocniejsi, bo cała sytuacja pokazała, że w chwili zagrożenia, potrafimy racjonalnie myśleć, nie dajemy się ponieść emocjom, tylko staramy się działać jak w normalnych warunkach i robić to, co umiemy najlepiej, czyli grać najlepsze w Polsce koncerty. Dlatego o dzisiejszy występ jestem dziwnie spokojny. O zdrowie Tomasza, nieco mniej, ale to już temat zupełnie inny i stuprocentowo prywatny, a mnie od tego wara.
Szczegóły z zajść poprzednich uzupełnię, do czego się honorowo zobowiązuję, jak tu siedzę, w czytelni naukowej publicznej biblioteki na Placu Inwalidów, a obok mnie gazety przegląda Daniel Passent…
Dużo zdrowia dla Pana Tomka i jak najszybszego powrotu do koncertowania!
Zawsze to jakieś nowe doświadczenie, profesjonalnie i następne nie odwołane
Miałem bilet na pierwszy Szczecin, który nie odbył się ze wspomnianych smutnych powodów… Organizatorzy zaproponowali udział w drugim z czego skwapliwie skorzystałem. Miejsca beznadziejne w odróżnieniu od pierwotnych, ale Kult warto oglądać (i słuchać przede wszystkiem) nawet z ostatniego rzędu.
Koncert jak zawsze fenomenalny, Kuba spisał się fantastycznie. Jarku, dziękuję za wskazówki gdzie można było spotkać chłopaków po występie celem podpisania Księgi (szkoda, że Ciebie nie było). Dziwne zasady panują w tej Filharmonii, choć obiekt wspaniały.
Do zobaczenia na Pomarańczowej 28.10, mam nadzieję, że będzie można porozmawiać.