Trasa pomarańczowa 2018-Toruń

27 października pan Janek nazwał dniem ołwersajzu. Dlaczego? Nie mogę jeszcze tego zdradzić. Jedziemy właśnie do Gdyni. Bus pełen. Na pokładzie bramka plus kilku muzykantów. Kilku innych jest już na miejscu. Wiedziałem, że w związku z urodzinami, tanio skóry sprzedać nie wypada, więc kupiłem na pokład urodzinowy poczęstunek. I tak nam słodko życie idzie. Gaworzymy, śmiejemy się, a z kilometra na kilometr bliżej celu. Dziś Wybrzeże!

Zacząłem grać w Kulcie 10 lat temu, miałem wtedy skończone 25 lat. Dziś kończę 36. Przez te wszystkie lata tak się jakoś zwykle układało, że dzień swoich urodzin obchodziłem na scenie. Wierzcie lub nie, ale nie ma nic fajniejszego, jak sto lat, śpiewane przez parę setek albo tysięcy ludzi. Tym bardziej się cieszę, że dziś ten moment wydarzy się w Trójmieście, w gdyńskiej hali. Bardzo lubię ten obiekt. Choć duża kubatura, to świetna akustyka i zawsze szampańska atmosfera. Do tego sala zwykle pełna albo prawie pełna, ale dziś różnie może z tym być, bo dzień moich urodzin i naszego koncertu zbiegł się z derbami piłkarskimi Trójmiasta.

W ogóle to cały ten tydzień zaczął się w Trójmieście i Trójmiasto go, muzycznie przynajmniej, zakończy. W poniedziałek zaliczyłem wyjazd ze Zdunasem i ansamblem do Radia Gdańsk. W międzyczasie był jeszcze Toruń, do którego się spóźniliśmy, a w którym zagraliśmy najlepszy chyba jak dotychczas reczital, choć to niezmiernie ciężko wybierać coś najlepszego z koszyka z samymi, zdrowymi i smacznymi ulęgałkami.

Od Nova toruńska z koncertu na koncert gra coraz lepiej. W czwartek zagrała idealnie. Wszystko się zgadzało. Solówki szły mi jak złoto. Forma-olimpijska. Program-bardziej niż lepszy; szybki, zwarty, przepleciony to starym, to młodym, to jeszcze starszym. Nie dziwota zatem, że minął mi występ w trymiga.

Pisałem już, że spóźniliśmy się na próbę z powodu korka na autostradzie? Pisałem. W związku z tym do Mańka wpadłem na pół godziny, żeby uświęcić, wróć, uświeczczyć, tradycję. Maniuś od razu wyłożył samo gęste na talerze. Przejedliśmy, popiliśmy kolą. Na kawę nie było już czasu, bo Maniuś musiał na 18 pełnić obowiązki bramkarskie w Od Novie, bo jakiś zespół miał grać koncert.

Rozstaliśmy się pod klubem. Poszedłem do garderoby, zaparzyłem kawę. Wyszedłem na salę. Pogadałem jeszcze chwilę z Maniusiem. Spojrzałem na zegarek. Trzeba było powoli przygotowywać się do występu; ozuwać sportowe buty, wdziewać krótkie spodnie, bo w Od Novie, mimo że już nie tak bardzo, ale gorąc jest. Akuratnie instalował się suport-śląska grupa De Łindows. Znam kolegów, rozdawałem ich płyty w radio i w telewizorze za starych, dobrych czasów.

Zaczęliśmy Czterema głupcami, a dalej to już nie pamiętam, bo mnie energia niosła do samej mety. Po występie była szybka zawijka do chaty. Nie było hotelu, bo Słupsk z 26.10 się wysypał i na jednodniową dziurę wracaliśmy do domów. Pogadałem chwilę przed klubem z kolegami i koleżankami z zaprzyjaźnionych miast, nawet awansem, dostałem urodzinowe prezenty.

Na stacji państwowej zjedliśmy późną wieczerzę. Zakupiłem wegańskiego hotdoga i był bardzo spoko. Koledzy dokupili napitek, ale obyło się bez nadużycia, bo z samego rana miałem zaprowadzić Alę do przedszkola, co też zrobiłem. Później takoż ją odebrałem, a wieczorem pojechałem z autem na wymianę oleju do serwisu. W międzyczasie odsypiałem-od 10 do 12. Potem ogarnąłem rzeczywistość dookoła siebie; pojechałem poćwiczyć, zrobiłem zakupy. Zwykły, szary dzień z widokami na pogodniejszy poranek.

No i rzeczywiście-jest bardzo miło w busie. Koledzy dokazują, żarty latają w powietrzu. Używanie mamy z Koziego, bo zagubił korek od flaszki, ale pomysłowy Pan Janek przytkał szyjkę chusteczką zwiniętą w rulonik i na razie działa…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.